Już dawno tego nie robiłem. Aż wstyd się przyznać przed samym sobą. Żyje człowiek tyle lat i tak rzadko daje upust swoim namiętnościom. Ale co się dziwić. Trzeba mieć czas, warunki i przedmiot pożądania. Namiętności i pasji w tym kierunku mi nigdy nie brakowało ale nie zawsze był czas, choć warunki i wspomniany wcześniej przedmiot pod ręką się znajdowały. A czegóż to tak dawno nie robiłeś? – zapytacie. Ano nie robiłem sobie wieczornych relaksujących sesyjek przy winku i muzyce. Takiego wieczoru melomana z drinkiem w dłoni. Bo moją pasjonującą namiętnością jest muzyka. Jeśli ktoś zaczął czytać ten tekst z nadzieją, że natknie się na jakieś nieprzyzwoite wyznania to jest w błędzie. 🙂
Tak. Muzyka. Różna, różnista. Od jazzu do przez rock progresywny, hard rock, funky, soul, gospell po reage. A ponieważ dziś trafił mi się dzień leniwca to w końcu udało się. Otworzyłem butelczynę wybornego winka a na warsztat wziąłem zespół Genesis i płytę „The Lamb Lies Down On Broadway”. Dawnom jej nie słyszał. A był to krążek, który w nastoletnim wieku czciłem jak relikwię. Kolega z podróży do Londynu ją przywiózł. Zachodnia płyta, wytłoczona w doskonały sposób, nie trzeszczała jak krajowe. I na dodatek to tak naprawdę były dwie płyty. Bo Peter Gabriel wymyślił sobie concept album. Taką płytę z pomysłem. Rzecz traktowała o alter ego Gabriela niejakim Raelu, Portorykańczyku. Historia niejasna, zagmatwana, pełna zagadek, podtekstów, jakby pisana na ostrym haju. Tak tłumaczył mi właściciel płyty kolega, który znał angielski, mnie, który języka Szekspira ni w ząb. Ale pal diabli narrację. Walnęła mnie wtedy muzyka tak inna od popowych zespołów, słuchanych przeze mnie. Odkryłem rocka progresywnego. Oczarowały mnie te niełatwe rytmy, linie melodyczne. Pochłaniałem z wypiekami na twarzy i magnetofonem na podorędziu programy radiowe Piotra Kaczkowskiego, który prezentował kapele z tego nurtu. Ten gatunek stworzony przez ambitnych muzyków zafascynowanych dorobkiem kompozytorów muzyki poważnej i jazzem już wtedy nie należał do najpopularniejszych. Takie zespoły Jak Genesis s Peterem Gabrielem, czy Yes lub King Crimson nigdy nie były na najwyższych miejscach list przebojów. To była typowa nisza. Ale jak dobrze ta nisza zniosła te ponad 30 lat. 🙂
W czasach Dody i jej podobnych, gdzie myzyka nie jest najważniejsza a istotniejszy jest szum medialny wokół tego czy wokalistka miała na sobie majtki, muzyka z albumu „The Lamb Lies Down On Broadway” ma się wyjątkowo dobrze. 23 utwory zamieszczone na płycie przynoszą tyle samo przyjemności w odbiorze co 30 lat wcześniej. Nawet po wielokrotnym przesłuchaniu można znaleźć tam niezauważone wcześniej smaczki.
Sycąc się winkiem i owocami pracy panów Banksa, Collinsa, Gabriela, Hacketta i Rutheforda zachęcam do posłuchania tej niezwykłej produkcji. Może się spodoba …
Tu próbka